niedziela, 26 września 2010

Bob Marley - Three Little Birds

Weszlam do pokoju. Pierwsze co, to spojrzalam na kalendarz. Tak, ta zaznaczona sercem data - już nie ważna. Zasiadlam przy biórku, stoi na nim ta wspaniala fotografia Juana z datą 03-01-89. Przeczytalam setny raz dedykację "Dla milej, ladnej koleżanky..., w Berlinie, w Warszawie, w Krakowie i wszędzie o Tobie mysle." A moglabym teraz mieszkać w Kolumbii... Postawilam przy niej zieloną herbatę z miodem, wlączylam Boba Marleya - wspanianiale dźwięki. Jeszcze raz odtworzylam w glowie klatki z dzisiejszego dnia, nie zmarnowalam go.
Tak, jestem z siebie zadowolona. Silna, pewna swego, choć tak często raniona. Wszystko nie ważne, żyję dalej ze wspanialymi ludźmi. Spokojna o przyszlosc, będzie co ma być... Bóg jest ze mną.
To co robię, jak się niszczę. "Glupota" - powiesz. Ale co to zmieni? Ja dalej będę się niszczyć.
Macieju Slomczyński, wrócę, uwierz mi! Tylko daj mi chwię, by odnaleźć się w tym balaganie.
Tak bardzo chcialabym żyć w swiecie pokoju i milosci. Bez uprzedzeń jak i wstydu. Ze szczęsciem na twarzy...
Powrotów nie będzie.